Na „liście Macierewicza” w 1992 roku, opublikowanej w „Gazecie Polskiej”, znalazł się Stefan Niesiołowski, jako TW „Leopold”. Dla mnie, jako kolegi bardzo blisko współpracującego ze Stefanem Niesiołowskim już kilkadziesiąt lat, było to z całą pewnością nieprawdziwe oskarżenie. Tym niemniej środowiska związane z Macierewiczem lżyły Niesiołowskiego i zniesławiały przez długie lata, nie mając w gruncie rzeczy żadnego dowodu na współpracę Stefana Niesiołowskiego z bezpieką. Podkreślam – Macierewicz nie miał żadnego dowodu na współpracę Stefana Niesiołowskiego z SB, co potwierdził kilka lat później w rozmowie z Jackiem Kurskim i Piotrem Wierzbickim!
Macierewicz i jego współpracownicy przygotowali listę tajnych współpracowników idąc po linii najmniejszego oporu – czyli wykorzystując listę Milczanowskiego, przygotowaną, jak widać niechlujnie, przez oficerów UOP (tych samych pewnie, których Macierewicz w 2006 roku wyrzucał; ale wcześniej, w 1992 roku im uwierzył).
W 2008 roku dwóch pracowników IPN-u – Piotr Gontarczyk i Radosław Peterman – przeprowadziło dokładną już kwerendę i jej wynik opublikowało w Biuletynie IPN („Zagadka TW Leopold”, marzec 2008, s.59-67), jak również w „Rzeczpospolitej”, 31.05-1.06.2008, w artykule „Kto naprawdę był „Leopoldem”. Potwierdzili to, co dla mnie było oczywiste, że Stefan Niesiołowski nie był tajnym współpracownikiem bezpieki, a kryptonim „Leopold” dotyczył naszego wspólnego kolegi. Gontarczyk i Peterman w tym artykule podali jego nazwisko, czego ja tu nie uczynię. Jest to jeden z naszych dobrych kolegów i nie znalazłem w archiwach IPN-u dotyczących mnie ani jednego donosu na mnie, którego on mógłby być autorem. Tak samo Stefan Niesiołowski. Obaj utrzymywali zawsze bardzo bliskie kontakty i, gdyby był donosicielem, mógłby o Stefanie powiedzieć bardzo dużo.
Wydawałoby się, że wynik kwerendy dwóch rzetelnych badaczy IPN-u, Piotra Gontarczyka i Radosława Petermana, zamknie temat TW Leopolda. Ale okazało się, że uczucia (w tym wypadku uczucia nienawiści!) nie pozwalają niektórym osobom przyjąć do wiadomości faktów. Wyszła w 2015 r. książka trzech autorów – Witold Bagieński, Sławomir Cenckiewicz i Piotr Woyciechowski, o tytule „Konfidenci”. Na 675 stronie jest przypis dotyczący właśnie TW Leopolda: „po latach Gontarczyk i Peterman dowodzili, że TW Leopold to nie Niesiołowski (nie zidentyfikowali prawdziwego tajnego współpracownika)”.
Najpierw autor przypisu relatywizuje – „dowodzili”, a nie „dowiedli”, co jest nieprawdą, bo dowiedli, a następnie wprost kłamie, że nie zidentyfikowali prawdziwego „Leopolda” – bo Gontarczyk i Peterman podali jego imię i nazwisko dodając jednocześnie bardzo szczegółowy opis jego daty urodzenia i aktualnego miejsca pracy. Niemożliwe jest, żeby autor przypisu to przeoczył, gdyż opis ten obejmuje dużą część artykułu. Autor powyższego przypisu kłamiąc świadomie wprowadza w błąd czytelników.
Ciekaw jestem, który to z tych trzech autorów sporządził ten przypis. Myślę, że nie pomylę się, jeśli zasugeruję, że jest to Piotr Woyciechowski, bezpośrednio chyba odpowiedzialny za „listę Macierewicza”, a zatem za kompromitację ZChN-u (za rozwalenie ZChN-u od środka) i w ogóle prawicy, w efekcie czego lewica przez siedem lat z powodzeniem blokowała powołanie tego, co powinno było od razu powstać, czyli IPN-u. P. Woyciechowskiemu mogę m.in. i ja osobiście zawdzięczać, że do teczek mnie dotyczących zaglądnąłem wiele lat później, niż chciałem. Jeżeli dzisiaj Piotr Woyciechowski znowu urzędowo zabiera się za lustrację, to życzyć tylko wypada, aby skompromitował wyłącznie siebie, a nie zaszkodził Polsce. Człowiek, który nie potrafi przyznać się do błędu i przeprosić, nie nadaje się na urzędnika mającego w kompetencjach osądzanie innych.
Jakiś czas temu jeden z moich znajomych, nie angażujący się w politykę, zapytał mnie – czy to prawda, że Stefan Niesiołowski sypnął nas i że przez niego poszliśmy do więzienia w sprawie Ruchu? Ciekaw byłem bardzo, z jakiego źródła otrzymał tę absurdalną informację, ale nie potrafił mi powiedzieć, albo nie chciał. Myślę, że na taką oszczerczą plotkę o Stefanie Niesiołowskim, w związku z aktualnie prowadzoną polityczną walką „na śmierć i życie” między „dwoma plemionami”, wpływ miały zarówno insynuacja Woyciechowskiego próbującego z uporem czynić ze Stefana Niesiołowskiego tajnego współpracownika, jak i książka Jacka Wegnera „Zamach na Lenina” (patrz: artykuł Piotra Byszewskiego „Nieudana książka o nieudanej akcji”). Wegner jeździł po Polsce z promocją tej książki, w sposób dość swobodny oczerniając Niesiołowskiego. Przy tak ogromnej ilości nieprawd, jakie umieścił w swojej książce (na około 115 stron swego tekstu – kłamstw, nieprawd i błędów naliczyłem ponad 70!), w swobodnej rozmowie z czytelnikami mógł im i to zasugerować.
Benedykt Czuma