(z: Władysław Siła-Nowicki „Wspomnienia i dokumenty” t. 2, 2002 r.)
Stoję w tej chwili wobec niezwykle trudnego zadania, jako obrońca oskarżonego Mariana Gołębiewskiego. I ta trudność polega nie na tym przede wszystkim, że występuję po moich znakomitych przedmówcach i przed szeregiem znakomitych kolegów, którzy będą zabierali głos po mnie.
Polega nie na tym także w pierwszym rzędzie, że z oskarżonym Gołębiewskim łączy mnie wieloletnia bliska znajomość, koleżeństwo i przyjaźń. Trudność obrony w tym procesie polega w samej istocie rzeczy na tym, że jest to proces niezwykły, niespotykany u nas, proces, którego zasięg, znaczenie, waga społeczna posiada wagę zupełnie szczególnie nadzwyczajną. (…) Przedmówca mój z ławy obrończej porównał go z procesem Filaretów i Filomatów. Zgadzam się z tym, a ponadto nasuwa mi się jeszcze jedno porównanie. Nie tylko do procesu patriotycznej młodzieży wileńskiej z czasów młodości Adama Mickiewicza – jeśli chodzi o klimat ideologiczny – można porównać sprawę Andrzeja Czumy, Mariana Gołębiewskiego i ich towarzyszy. Można porównać ją jeszcze do procesu, który ja i szereg kolegów z ławy obrończej – jesteśmy tu starsi w tym gronie – a także jeden z oskarżonych, właśnie Marian Gołębiewski – pamiętamy z czasów naszej młodości – do procesu brzeskiego. (…) Nie ma istotnego znaczenia i to, że proces brzeski odbywał się w oprawie wielkiego wydarzenia politycznego, na wielkiej sali z tłumem publiczności, gromadą korespondentów prasowych, że wiadomości o decyzjach Sądu podawały nadzwyczajne dodatki dzienników jako wielką sensację – a sprawa Andrzeja Czumy i pozostałych oskarżonych toczy się na tej sali w warunkach zupełnie kameralnych, przy nielicznym gronie słuchaczy. Ale choć tak krańcowo odmienna jest zewnętrzna oprawa tych zdarzeń sądowych, tu na tym procesie mówi się rzeczy zasadnicze, od bardzo dawna nie słyszane w Polsce na sali sądowej.
To, co się mówi nie dotyczy jakiegoś wycinka naszego życia – mówi się otwarcie do końca, słusznie czy czasem błędnie o rzeczach zasadniczych z ogromną szczerością i odwagą zajętej pozycji moralnej, zajmuje się stanowisko, które marksiści określają, jako pryncypialne. I właśnie w tym zajęciu zasadniczego stanowiska w swej działalności oraz pełnej, budzącej głęboki szacunek szczerości i odwagi w obronie swego stanowiska przed sądem tkwi znaczenie społeczne, tkwi ogromny ciężar gatunkowy tego procesu.
Ustosunkować się tu muszę do pewnych ustępów przemówienia wielce szanownego Pana Prokuratora, które wzbudziły mój szczególny niepokój i które zwłaszcza w odniesieniu do tej sprawy wydają mi się całkowicie nie do przyjęcia. Powiedział Pan Prokurator twardo i z naciskiem na początku swojego przemówienia, że Partia nie dopuści do realizowania jakichkolwiek koncepcji sprzecznych z jej założeniami, że potrafi przeciąć te rzeczy siłą, przed użyciem której się nie cofnie i że status polityczny w Polsce jest niewzruszalny i ustanowiony na zawsze. Wydaje mi się, że w polityce unikać należy generalnie i ogólnie wyrażenia „na zawsze” i że pogląd wyrażony przez Pana Prokuratora jest w tym zakresie zdecydowanie sprzeczny również z poglądami klasyków marksizmu, na których mogę się powoływać, zaznaczając lojalnie, że nie jestem marksistą.
Dziwnym by było, gdyby Pan Prokurator wyobrażał sobie, że w tej samej formie co dziś Polska Zjednoczona Partia Robotnicza będzie sprawować władzę za lat tysiące. Nawet gdyby przypuszczał, że będzie tak za lat sto, przejawiłby w moim przekonaniu głęboki brak realizmu.
Ale już samo stwierdzenie, że Partia nie dopuści do wysuwania w życiu społecznym i politycznym nowych i odmiennych od pewnych obowiązujących założeń koncepcji i przeciwstawi im się siłą, wydaje mi się dziś, w roku 1971 jakąś wypowiedzią z poprzedniego etapu.
Szanowny Pan Prokurator jest tu opóźniony w ocenie zjawisk – a twardość jego wypowiedzi wywołuje wrażenie, jakby wypowiedź ta była spóźniona nie tylko o rok, ale o lat 20, jakby sięgała okresów błędów i wypaczeń i przekreślonych dawno koncepcji stalinowskich czasów. Dziś Partia nie mówi już tym językiem, dziś chyba w inny sposób trzeba szukać i w inny sposób szuka się porozumienia ze społeczeństwem, wzajemnego porozumienia pomiędzy obywatelem i władzą państwową. I dlatego te sformułowania Pana Prokuratora wydają mi się niepokojące, a na tle całości sprawy, w której mam zaszczyt występować przed Sądem Wojewódzkim są całkowicie nie do przyjęcia. (…)
Wszyscy oskarżeni, łącznie z Andrzejem Czumą, którego wyjaśnienia są konsekwentne od początku do końca i który nic istotnego tutaj nie odwoływał, opowiadali przed sądem, jak toczyli długie, uparte i wyczerpujące boje z oficerami śledczymi o rozmaite sformułowania protokółów. Ci ludzie o tak wysokim poziomie intelektualnym nie zdawali sobie sprawy z prostego faktu, że protokół zawierać ma przecież ich własne sformułowania i że jeżeli to, co zostało napisane nie odpowiada im – mogą tego po prostu nie podpisać.
Ale tę prawdę prostą i oczywistą trzeba znać i trzeba o niej pamiętać. Łatwo było stosunkowo – gdy sięgnę do własnych wspomnień, nie podpisać jeśli o mnie chodzi żadnych protokółów, które musiałbym później odwoływać. Ale ja byłem prawnikiem, przedwojennym aplikantem adwokackim, przeszedłem mnóstwo doświadczeń i dziesiątki przesłuchań i byłem człowiekiem w tej dziedzinie kutym na cztery nogi, starym wygą niepomiernie górującym nad ludźmi, którzy mnie przesłuchiwali. Dziś ci ludzie, którzy prowadzili śledztwo w tej sprawie, są o niebo bardziej doświadczeni. Mają za sobą lata pracy, wiedzę teoretyczną i praktyczną i sytuacja była odwrotna – to oni górowali wiedzą i doświadczeniem w tej dziedzinie nad oskarżonymi. Nowoczesne metody śledztwa, przy przyjęciu z góry pewnych założeń i celów, do których się dąży, zawsze dadzą materiał obciążający. (…) jak względną jest wartość tego materiału w sprawie niniejszej wykazuje odczytany przez Sąd obszerny fragment wyjaśnień oskarżonego Stolarza, zawierających charakterystykę właśnie Mariana Gołębiewskiego, którego mam zaszczyt bronić. Sąd odczytał ten fragment, oskarżony zaprzeczył, aby on takie wyjaśnienia miał składać przyznając, że odczytany mu protokół podpisał.
Ale Wysoki Sądzie Wojewódzki – czyż trzeba zaprzeczeń oskarżonego Stolarza, że to nie on formułował treść protokółu ? Sąd wysłuchał przecież własnych wyjaśnień oskarżonego Stolarza, złożonych na tej sali i doskonale się orientuje, że takich wyjaśnień oskarżony Stolarz złożyć nie mógł, gdyż nie są to wyjaśnienia na jego poziomie w zakresie humanistycznym i nie leżą w jego stylu. (…)
Przechodząc do oceny zeznań świadków, złożonych w toku postępowania przygotowawczego zatrzymać się trzeba przede wszystkim na tym, co można określić słowami „casus Kurowski”.
Oczywiście pozostaje pewnym problemem, pewnym zagadnieniem psychologicznym – ważnym również dla oceny materiału dowodowego zebranego w śledztwie jak doszło do tego, że świadek Kurowski, człowiek inteligentny, wykazujący niewątpliwie uprzednio pewną postawę ideową, mógł w pięć dni po aresztowaniu, już 25 czerwca 1970 roku złożyć zamieszczone dokładnie w bardzo obszernym protokóle wyjaśnienia, których treść jest zdumiewająca. Nie ma żadnych podstaw pozwalających przypuszczać aby do świadka tego zastosowano niedozwolone metody śledztwa, aby ucieknięto się do gróźb, brutalnej przemocy czy wymuszania nie mówiąc już o udrękach fizycznych. I oto ten człowiek, jak to się mówi, nietknięty palcem w pięć dni po aresztowaniu oskarża swoich kolegów, swoich bliskich w sposób nieprzytomny, prawdziwie obłędny, gotów jest przypisać im wszelkie możliwe zbrodnie, potwierdzić wszystko, cokolwiek zostałoby mu podsunięte, potwierdzić każde oskarżenie, nawet najbardziej niedorzeczne.
Oto przerażający przykład człowieka, który natychmiast po aresztowaniu gotów jest dla odzyskania własnej wolności posłać do więzienia – jak to się określa w tym właśnie więziennym środowisku, cały świat i pół Ameryki. (…)
Ale także wypadki nagłego, całkowitego załamania się psychicznego człowieka pod wpływem wstrząsu zewnętrznego – a niewątpliwie może być takim wstrząsem utrata wolności i obawa przed odpowiedzialnością karną – są znane. I w danym wypadku nie to budzi największy niepokój, że świadek Kurowski oskarżył siedzących na ławie oskarżonych ludzi o dokonanie napadu na Bank pod Orłami – co jest oczywistą niedorzecznością. Ewidentnie nonsensowna treść tego oskarżenia jest po prostu wynikiem załamania się psychicznego świadka, które można ocenić jako rodzaj choroby umysłowej. Ale najbardziej niepokojącym jest, że te nonsensy znalazły się w protokóle – ba, zostały zamieszczone do akt, zaliczone do materiału dowodowego, odczytywane były przez Sąd na tej sali ! (…)
A były jeszcze tu ze strony świadków przedstawione inne, równie pouczające jak bardzo niepokojące epizody śledztwa. Świadek (…) zeznał parę dni temu przed Wysokim Sądem tu, na tej sali, że okazywano mu w śledztwie sporządzony z zachowaniem należytych formalności protokół, w którym zamieszczono zeznanie, iż członkowie Ruchu dokonali napadu na strażnika, że go zranili i ciężko pobili, że posiadali broń palną i posługiwali się nią przy tej „akcji” grożąc owemu strażnikowi zastrzeleniem i terroryzując go w ten sposób. Świadkowi (…) okazywano ten protokół w czasie śledztwa i stwierdził on to w sposób kategoryczny tu na sali sądowej. Protokół ten został następnie wycofany czy zniszczony i nie można go dziś odnaleźć w żadnym z kilkunastu tomów leżących w tej chwili na stole sędziowskim – ale sam fakt, że ten protokół w ogóle się znajdował, w ogóle został sporządzony, że usiłowano czy zamierzano go użyć jako materiału dowodowego, jest wysoce niepokojący – równie niepokojący jak fakt zaliczenia do tego materiału zeznań świadka Kurowskiego.
W sposób zasadniczy podważa to zaufanie do materiału zebranego w śledztwie i wskazuje, że na tych materiałach nie można opierać wyroku sądowego. Bo były jeszcze i inne posunięcia czy zamierzenia podejmowane w toku śledztwa, z których się wycofano. Urząd Prokuratorski orientuje się dobrze, że zmierzano do pewnych celów – do skompromitowania oskarżonych przez wyciągnięcie spraw dotyczących życia osobistego, że chciano rzucić brudny cień na niektórych ludzi występujących w tym procesie. Było to niegodne i dobrze się stało, że jednak nie sięgnięto ostatecznie do tej broni wobec oczywistego fałszu tamtych insynuacji, ale sam fakt, iż zamierzano uciec się do tego rodzaju „metod”, że były poczynione kroki w tym kierunku, budzić musi głęboki niepokój. (…)
Muszę stwierdzić jako obrońca w sprawach karnych – i niewątpliwie Sąd widzi to równie jasno jak ja, że siedzący przed nami na ławie oskarżonych ludzie nie zajmują normalnej w ogromnej większości odpowiadających przed sądem postawy obronnej. Na salach sądowych nie słyszy się prawie nigdy tego, co słyszeliśmy tu na tej sali. Tego rodzaju wyjaśnienia są czymś niespotykanym, prawie niebywałym. Oskarżeni wypowiadają swoje poglądy ze zdumiewającą szczerością nie oglądając się za tym, jakie to pociągnie dla nich skutki. Formułują swe wypowiedzi zdając sobie niewątpliwie sprawę, że nie polepszają nimi swojej sytuacji procesowej. (…)
Przyszedł tu i stanął przed sądem świadek, zwolennik tego spokoju, który był tylko na jednym zebraniu Ruchu, inteligent, inżynier, kolega jednego z oskarżonych. I kiedy sąd zapytał go, dlaczego nie przyszedł na zebranie następne, nie podjął żadnej dalszej działalności i występował w wyniku tego jedynie jako świadek – na to pytanie Sądu „dlaczego” uczynił pewien nieokreślony, wymijający a przecież zrozumiały gest, gest rozłożenia rąk.
I wówczas Pan Przewodniczący Sądu powiedział do niego słowa – doskonale pamiętam ten moment, same słowa i intonację: „rozumiem, dobra posada, żona, dzieci”. I my wszyscy na tej sali odczuliśmy te słowa jako policzek. I nie inaczej zrozumiał je świadek, do którego zostały skierowane. Ale wobec powagi Sądu nie śmiał zaprzeczyć – nie składał żadnych wyjaśnień dodatkowych ani zaprzeczeń, nie twierdził, że wchodziły tu w grę jakieś momenty natury zasadniczej, że zrozumiał iż działalność grupy Ruch jest szkodliwa politycznie, błędna w swych założeniach i że z tego względu nie chciał brać w niej udziału. Przyjął te słowa skierowane do niego, które on sam i wszyscy obecni odczuli jako policzek i z tym policzkiem pochyliwszy głowę wyszedł w milczeniu z sali sądowej.
Wysoki Sądzie, kończę już moje przemówienie obrończe i przechodzę do zagadnienia ostatniego, które muszę omówić – do proponowanego przez wielce szanownego Pana Prokuratora wymiaru kary. I muszę stwierdzić, że żądania Pana Prokuratora, które padły tu pod adresem Sądu znów wydają mi się zaskakujące i niezrozumiałe – a w treści swojej głęboko szkodliwe społecznie. Żądania Pana Prokuratora są takie, jakby nic się w Polsce nie zmieniło od tragicznych dni grudniowych 1970 roku. (…)
Wyrok, który zapadnie w tej sprawie jest ważny nie tylko dla oskarżonych i ich rodzin. Jego znaczenie będzie szersze, bowiem treść tego wyroku będzie istotnym probierzem dla zagadnienia, czy coś się naprawdę w Polsce zmienia. (…)