Wyjaśnienia Stefana Niesiołowskiego

(fragmenty z: „Sąd orzekł…”, Paryż 1972 r.) złożone przed Sądem Wojewódzkim w Warszawie

            Zawsze się interesowałem zagadnieniami politycznymi, społecznymi i gospodarczymi, z zainteresowaniami tymi łączyła się niechęć do biernego jedynie przypatrywania się wydarzeniom, pragnąłem być w miarę swoich możliwości, sił i talentu jednostką czynną, oddziaływać na rzeczywistość, przekształcać ją w kierunku w moim przekonaniu – słusznym i niezbędnym. Lata, w których moje zapatrywania ukształtowały się, ostatnie przypadały właśnie na ten okres, kiedy kraj nasz znalazł się w głębokim kryzysie władzy, jej struktury i życia ekonomicznego. Obserwując codzienną otaczającą mnie rzeczywistość doszedłem do przekonania, że konieczne dla naprawy Rzeczypospolitej są zmiany, i to zmiany nie formy samej, nazw i szyldów, ale zmiany szerokie, istotne, zmiany treści – forma jest obojętna. Obserwując społeczeństwo, którego byłem aktywnym członkiem, widziałem, że znaczna część ludzi dostrzega mankamenty życia w Polsce, że znaczna część ludzi krytycznie ustosunkowana jest do wielu optymistycznych oficjalnych zapewnień o bezkonfliktowości i dostatku; różnice zaczynają się dopiero tam, gdzie trzeba wskazać, w jakim kierunku powinny iść i jak głębokie powinny być reformy w kraju.

            Nie wydaje mi się, aby warto było zajmować się obecnie szczegółowymi rozważaniami tej kwestii, w każdym razie w okresie moich studiów na Uniwersytecie Łódzkim byłem do wielu aspektów polskiej rzeczywistości ustosunkowany krytycznie i zastanawiałem się nad tym w jaki sposób włączyć się do pracy nad tej rzeczywistości naprawą.

            To, że istotnie narastał w tym czasie w Polsce kryzys, i to kryzys o charakterze bynajmniej nie powierzchownym, okazały później tzw. wydarzenia grudniowe, kiedy to mieszkańcy Polski północnej wyszli na ulice, aby domagać się koniecznych reform gospodarczych i państwa.

            Później przyznano w oficjalnych zapewnieniach, że był to protest słuszny, zrozumiały i uzasadniony, protest, który zwrócił uwagę na obcość pomiędzy dysponentami władzy a społeczeństwem. Dla rozwinięcia działalności politycznej, dla wypracowania i później prezentacji przed narodem projektu zmian – bo, jak zaznaczyłem wyżej, w swym dążeniu do naprawy panujących u nas stosunków nie byłem odosobniony – dla prowadzenia dyskusji i rozmów na temat  konieczności tych zmian nie było miejsca w ramach istniejących już oficjalnie organizacji, dla ludzi reprezentujących takie, jak ja, poglądy – dla krytyków, dla ludzi odrzucających autorytety różnych grubych tomów i tzw. klasyków, wreszcie dla ludzi nie uważających, aby w filozofii marksistowskiej znaleźć można było antidotum na wszelkie bolączki wszystkich społeczeństw wszechczasów, a w tym także społeczeństwa polskiego z lat sześćdziesiątych XX wieku. Zamknięte były łamy czasopism, dzienników i tygodników, nie było miejsca, gdzie mógłbym bez obawy dyskutować i omawiać interesujące mnie sprawy, gdzie mógłbym wejść w sposób uczciwy i jawny ze swoimi przekonaniami bez konieczności ich maskowania lub taktycznego przekręcania. Ponieważ nie mogłem znaleźć żadnej legalnie działającej organizacji ani związku, w których mógłbym pracować nad wprowadzeniem reform w moim przekonaniu potrzebnych naszemu narodowi i państwu, bo taka organizacja nie istniała, i ponieważ nie miałem zamiaru rezygnować z swych dążeń działania dla ogółu i zająć się tak, jak to uczyniła część moich rówieśników tylko sprawami osobistymi – z całą świadomością i odpowiedzialnością za ten krok, wiedząc że spotkają mnie na tej drodze trudności i wyrzeczenia, a jednocześnie z bólem tej decyzji, podjąłem działalność określaną jako nielegalną i przyłączyłem się do naszego Ruchu, którego stałem się aktywnym członkiem. Aktywność ta wynikała z mego przekonania o słuszności obranej drogi, przekonany byłem także i o tym, że działam w interesie wszystkich, którzy podzielają moje przekonania, bo przecież nigdy i nigdzie ani ja, ani moi koledzy nie staraliśmy się osiągnąć korzyści osobistych i w toku tych kilku lat naszej działalności takiej korzyści nigdy nie odnosiliśmy, a więc postawy nasze należy określić jako altruistyczne.

            Ruch, jak już mówiłem dotychczas, nie był organizacją, a związkiem o luźnym charakterze, i nie posiadał określonej struktury, ani też innych atrybutów organizacji, takich jak legitymacje, statut i inne. (…)

            Marian Gołębiewski i Bolesław Stolarz zajmowali pozycję szczególną a mianowicie tytułem swego doświadczenia wyniesionego z walki z hitleryzmem w szeregach Armii Krajowej i tytułem wieku byli obserwatorami nas, ludzi wychowanych całkowicie w warunkach PRL. Ich udział natomiast w pracach Ruchu był minimalny i żaden prawie, ponieważ zarówno my jak i oni, uważaliśmy, że Ruch jest dzieckiem pokolenia wychowanego i ukształtowanego po wojnie, i korzystając z pięknych tradycji historycznych powinien jednak wypracować własny, niezależny od nikogo charakter. Ruch nie był związkiem o charakterze terrorystycznym, dywersyjnym lub kryminalnym, był natomiast ruchem intelektualnym młodzieży z różnych środowisk, z przewagą środowisk inteligenckich, i zmierzał do wypracowania projektu reform w naszym kraju.

            Co do celów Ruchu, to chciałbym je podać w formie, w jakiej został ujęty w tekście przedstawionym na zebraniu w mieszkaniu Emila Morgiewicza w czerwcu 1969, ze względu na dużą wartość tego tekstu. Cytuję z akt sprawy II 3 Ds. 25/70, t. II, s, 52: „Cele Ruchu: wyrobienie i utrwalenie w świadomości wszystkich naszych działających w Ruchu poczucia więzi, braku osamotnienia, nadziei na możliwość osiągnięcia niepodległości rzetelnej, zahamowanie procesu rozpadania się naszego społeczeństwa i demoralizacji politycznej i moralnej.” (…)

                        W toku długiej dyskusji powstał tekst, nazywany przez ruchowców deklaracją „Mijają lata…” od pierwszych słów tego tekstu. (…) Z deklaracji „Mijają lata…” niech mi wolno będzie przytoczyć fragment, dotyczący postulatów proponowanych przez nas:

„Wysuwanie postulatów:

1)      Niepodległości, jako podstawowego dla rozwoju społecznego i ekonomicznego narodu;

2)      Poszanowania osoby ludzkiej i jej niepodważalnych praw;

3)      Efektywnego rozwoju ekonomicznego;

4)      Programowania przez państwo zasadniczych zarysów uporządkowanego rozwoju ekonomicznego narodu;

5)      Sprawności działania społecznego;

6)      Rozwoju umysłowego;

7)      Równości społecznej i równych szans społecznych dla wszystkich;

8)      Wykorzenienia nieuzasadnionych przywilejów i wiążącego się z nimi wyzysku  społecznego;

9)      Wolności prasy i zgromadzeń;

10)  Sprawnego, kompetentnego, odpowiedzialnego i ustabilizowanego sprawowania rządów;

11)  Sprawnego, kompetentnego, odpowiedzialnego i ustabilizowanego  sprawowania ustawodawstwa;

12)  Uporządkowanego życia społecznego i politycznego;

13)  Konstruktywnego uczestniczenia w życiu narodów.”

I dalej ta sama deklaracja:

„Stworzenie niezależnie od siebie działających ośrodków myśli i działania politycznego, możliwie biegunowych a nie wielopartyjnych, odpowiedzialnych realnie przed opinią publiczną, możliwość realnej krytyki wszystkich organów władzy państwowej przy jednoczesnym wprowadzaniu kar za znieważanie i szkalowanie”. (…)

Ideologia Ruchu kształtowała się w toku dyskusji, zebrań i spotkań członków Związku i każdy wnosił do jej powstania swój wkład w zależności od wiedzy, stopnia zainteresowania zagadnieniami w danym przypadku istotnymi, od cech osobistych. Pamiętaliśmy także o historii Polski – o tym, że jest fałszowana. Chcieliśmy przypomnieć społeczeństwu, że Polski nie przysypał popiół oświęcimski, ale nie przysypał jej także śnieg syberyjski. Jednakże w celu szybszego i skuteczniejszego ukształtowania się naszych poglądów powołaliśmy do życia jesienią 1969 r. nasze własne pismo, „Biuletyn”. W zasadzie wszyscy ruchowcy byli zwolennikami wydawania „Biuletynu” (…)

Ponadto w Łodzi wydawaliśmy drugie pismo, również na użytek wewnętrzny – „Informator”. Był to wybór artykułów z wydawanego legalnie Biuletynu Specjalnego PAP, który był w naszym posiadaniu. (…)

Jeśli chodzi o wejście w posiadanie przez członków Ruchu z terenu Łodzi maszyn do pisania, to pragnę zaznaczyć, że była to działalność prowadzona z mojej i wyłącznie mojej inicjatywy i ja byłem z reguły organizatorem tych poczynań. (…)

Zagadnieniem kontrowersyjnym i sądzę, że nie dość jasno określonym, był projekt pozyskania funduszów od Kościoła w Polsce. Otóż stosunek Ruchu do Kościoła był dokładnie taki, jak to określa artykuł w numerze 8 „Biuletynu” pt. „Opozycja, której nie ma”, a to znaczy, że uważaliśmy, że Kościół w Polsce ma inną misję do spełnienia, inne cele, nie polityczne ani też ekonomiczne, cele wyższego rzędu, cele leżące w sferze moralnej i dlatego nie jest zainteresowany w wiązaniu się z działalnością polityczną, w jakiejkolwiek formie byłaby ona prowadzona. Czuję się w obowiązku to powiedzieć, bo w toku śledztwa zaznaczono mi, że Ruch był czymś w rodzaju filii Kościoła, że był jakby nadbudówką kościelną, że był kontynuatorem chrześcijańskiej demokracji i ugrupowaniem klerykalnym. Czuję się w obowiązku to powiedzieć, aby zagadnienie to raz na zawsze wyjaśnić, ponieważ, być może, nie dość  jasno je wyjaśniłem w toku męczącego śledztwa: pomiędzy Kościołem i Ruchem nie istniały żadne, ale to żadne powiązania, ani organizacyjne, ani też doktrynalne, a fakt, że część ruchowców jest katolikami, nie powinien budzić zdziwienia, bo znaczna część Polaków to katolicy. (…)

W dalszym ciągu swoich wywodów chciałbym ustosunkować się do zeznań świadków oskarżenia i tu chcę zaznaczyć, że podstawowy zarzut jakoby Ruch dążył do obalenia siłą ustroju socjalistycznego w Polsce opiera się na zeznaniach trzech świadków: Wiesława Kurowskiego, Witolda Sułkowskiego i Wojciecha Majdy. Tak się złożyło, że właśnie te trzy osoby twierdzą również, iż nasz Ruch dokonał napadu na bank przy ul. Jasnej w Warszawie i zamordował konwojenta, zrabował kilkaset tysięcy złotych z dwóch urzędów pocztowych z Łodzi, posiadał broń, podejmował akcje sabotażowe w rodzaju podpalenia poczty w Warszawie przy ul. Komarowa, lub planował wysadzenie tamy w Solinie itp. Dlaczego w takim razie autor oskarżenia daje wiarę tylko tym zeznaniom świadków, które dotyczą rzekomego dążenia naszego Ruchu do obalenia socjalizmu w Polsce, dlaczego nie oskarża się nas konsekwentnie o napad na bank przy ul. Jasnej, o morderstwo, o napady na poczty w Łodzi i inne tego rodzaju czyny ?  Jak wszystko, to wszystko. (…)

            Odnośnie moich wyjaśnień złożonych w toku śledztwa, to podtrzymuję je prawie w całości. Oczywiście w wypadku, gdy znajdują się w nich sprzeczności i gdy w kilku protokołach na temat jednej kwestii znajdują się  różne wyjaśnienia – podtrzymuję tylko jedną wersję wydarzeń. Sprostowania, dotyczące takich terminów, jak „nielegalna organizacja Ruch”, „akcje dywersyjne”, „napady”, „zwerbowanie” itp., znajdujące się w części protokołów przesłuchań, odnoszą się automatycznie do wszystkich protokołów przesłuchań. Odwołuję natomiast wyjaśnienia dotyczące rzekomego planowania przez Ruch pozyskania książek z biblioteki WK ZSL. Zeznania te odwołuję jako nieprawdziwe od samego początku, a złożyłem je w sytuacji długotrwałego i uporczywego wmawiania mi przez funkcjonariuszy SB, że to ja napadłem na poczty w Łodzi, że podpaliłem pocztę w Warszawie przy ul. Komarowa, i że mam także związek z napadem na bank przy ul. Jasnej. Wtedy zwróciłem się nawet z prośbą do prokuratora, prosząc go o rozmowę na temat śledztwa, ale niestety nie uzyskałem możliwości odbycia takiej rozmowy. Oficerowie SB czytali mi także rzekome oświadczenia i zeznania ruchowców, nazywające mnie bandytą i określające jako wyjątkowo wrogiego dla Polski przestępcę, z którym nie chcą mieć nic do czynienia, w tym także oświadczenia i zeznania osób mi najbliższych. W tej sytuacji, korzystając z przysługującego mi w śledztwie prawa do mówienia nieprawdy i aby zyskać na czasie i uniknąć na krótki chociaż okres czasu presji ze strony funkcjonariuszy SB – potwierdziłem gotową wersję Służby Bezpieczeństwa, co teraz, jako niezgodne z prawdą, odwołuję.

Jeśli chodzi o całokształt metod śledztwa, to muszę stwierdzić, aby pozostać w zgodzie z prawdą, że nie stosowano w stosunku do mnie żadnych środków przemocy w rodzaju bicia, groźby bicia itp. Śledztwo prowadzono z zachowaniem zasad dobrego wychowania i prowadzono je przy udziale inteligentnych funkcjonariuszy. Ale można kogoś powiesić na haku wbitym w szyję, jak hitlerowcy powiesili swoich przeciwników politycznych, uczestników ruchu 20-go lipca, a można także kogoś udusić jedwabnym sznurkiem, jak to praktykował sułtan turecki. Mnie starano się udusić raczej jedwabnym sznurkiem.