(fragmenty z: „Sąd orzekł…”, Paryż 1972)
(…) Twierdzenie, że chcieliśmy przygotować jakieś działania w przyszłości, jak zamach, powstanie, jest również nieprawdą. Dowodami na nieprawdziwość i niepoważność tych zarzutów są realia stosunków w Europie oraz nasza działalność. Nie mogło być mowy o chęci zdobycia przez nas władzy i to drogą gwałtownego zamachu, ponieważ w warunkach europejskich, szczególnie w naszym bloku Europy Środkowej i Wschodniej – dążenia takie są nierealne i niepoważne. (…)
Działalność nasza – to wszelkie materiały, jak deklaracja „Mijają lata”, „Biuletyny”, protokoły niestaranne z zebrań nazwanych zjazdami oraz wszelkie inne opracowania naszego Ruchu. (…)
Nie interesowała nas zupełnie sprawa broni palnej, nie szukaliśmy kontaktów w instytucjach militarnych i paramilitarnych, ani w instytucjach państwowych, mających wpływ na życie polityczne kraju. Czynniki, które teraz wymieniłem, nie miały miejsca w naszym Ruchu.
Wtedy, kiedy ludzie odpowiadający za losy Polski przyklaskiwali dyktatorowi udając przed społeczeństwem, że wszystko jest znakomicie i lepiej być nie może, nasza mała grupka miała odwagę podjąć działanie, chcąc domagać się poprawy warunków społeczno-ekonomicznych, demokratyzacji i włączenia społeczeństwa do życia politycznego kraju, chcąc domagać się respektowania praw społeczeństwa zagwarantowanych przez konstytucję PRL. Nie mieliśmy innej możliwości przeciwdziałania złu dyktatury totalitarnej. Stefan Olszowski w wywiadzie dla pisma „Polityka” z dn. 25.IX.71 r. stwierdził, że za rządów Gomułki – „…Biuro Polityczne obradowało bardzo rzadko i często w trudnej do wytrzymania atmosferze.”
Jeżeli członkowie Komitetu Centralnego i Biura Politycznego partii nie mieli wpływu na losy kraju – to jak szare społeczeństwo mogło walczyć ze złem totalitarnym, poza tzw. pracą organiczną, praktykowaną w czasach caratu ?!
My nie sięgaliśmy po władzę. Stawianie zresztą mnie tego zarzutu jest dla mnie osobiście rzeczą śmieszną. Nie sięgaliśmy po władzę, lecz patrzyliśmy krytycznie na autokratyczne rządzenie się grupki ludzi. I to, jak się okazało, było dużo bardziej niepożądane i niebezpieczne.
Patrzyliśmy krytycznie, gdyż widzieliśmy notoryczne oszukiwanie społeczeństwa: rzekomą dyktaturą klasy robotniczej, rzekomo jedynym sojuszem ze Związkiem Radzieckim, rzekomo aktualną walką klas w naszym kraju, rzekomo konieczną cenzurą. Nam było obojętne, kto rządzi, byleby rządził rozumnie i sprawiedliwie. Byleby społeczeństwo mogło być wolne.
Polskie społeczeństwo w ciągu 25 lat zostało wychowane w sposób nie pozwalający rozwinąć inicjatywy twórczej. Wszelkie działanie było wyznaczone i regulowane dyrektywami odgórnie i kilkudziesięcioma tysiącami przepisów całkowicie zniewalających jednostkę. Odpowiedzialność za ten stan społeczeństwa ponoszą ludzie, którzy rządzili naszym krajem przez 25 lat. Ponoszą oni odpowiedzialność za stan ekonomiczny, za brak wolności, za hamowanie rozwoju kulturalnego. Dzisiaj jeszcze w 1971 roku w wyniku polityki nieufności do społeczeństwa, izolacji większości bezpartyjnej – w przemyśle mamy 49% dyrektorów bez wyższego wykształcenia, w tym około 5% nie przekroczyło bariery 7 klas szkoły podstawowej.
Według prognoz perspektywicznych opartych na planach ekonomicznych, na możliwościach ekonomicznych roku 1971 – Polska osiągnie poziom stopy życiowej krajów Europy Zachodniej dopiero około 1990 roku, a więc za 20 lat. Obliczono również, że przy planowanym wzroście dochodu narodowego nie dościgniemy w 1990 roku nawet Czechosłowacji.
Zarzuca się nam, że chcieliśmy dokonywać jakichś zamachów gwałtownych. Przedstawię tutaj w związku z tym pewne proporcje: było nas w Ruchu kilkadziesiąt osób, a dyktator dysponował służbą MSW w ilości ponad pół miliona ludzi, wojskiem oraz ORMO w liczbie ok. 380 tysięcy ludzi. Przed wojną nielegalna KPP liczyła podobno kilkadziesiąt tysięcy ludzi, mając dość szeroki zasięg; MSW liczyło około 40 tysięcy ludzi, a więc ponad 10-krotnie mniej, niż obecnie. KPP dążyła konsekwentnie do zdobycia władzy, ale władzy tej nie udało jej się objąć. Śmieszny jest więc zarzut, że nasza mała grupa kilkudziesięcioosobowa mogła dążyć do objęcia władzy. Jedyną bronią Ruchu był intelekt, nie mieliśmy żadnych kontaktów w rządzących sferach partyjnych. Nasza działalność miała dwa cele: wypracowanie własnej koncepcji polityczno-społeczno-ekonomicznej oraz stymulowanie rządzących ludzi, źle rządzących, do zmiany ich niewłaściwego działania. Gdyby w przyszłości nastąpiła liberalizacja stosunków w Polsce – ujawnilibyśmy się przedstawiając nasze idee. Ale między tym, a chęcią zdobycia władzy jest jeszcze spora różnica. (…)
Ruch nasz był ruchem ludzi młodych, generacji, która nie jest obciążona kompleksami stosunków politycznych sprzed wojny, kompleksami wojny i lat stalinowskich. Chcieliśmy budować strukturę społeczno-ekonomiczną sprawiedliwszą, opartą na zasadniczych przesłankach takich, jak sprawiedliwy podział dochodu narodowego, uspołecznione środki produkcji, oddanie samorządom robotniczym władzy dysponującej zakładami produkcyjnymi, oddanie społeczeństwu polskiemu możności wyboru swoich przedstawicieli do Sejmu, przywrócenie właściwej roli związkom zawodowym, równości społecznej dla wszystkich, wolności prasy i zgromadzeń, wolności kultury, wolności przekonań.
W konstytucji nie ma natomiast ani słowa o kierowniczej roli PZPR, którą my kwestionowaliśmy, uważając na przykładzie współczesnym Polski, iż system monopartyjny jest groźny dla społeczeństwa, ponieważ stale stwarza sposobność do rządów dyktatury totalitarnej.
Ludzie rządzący Polską od 25 lat praktycznie nie byli odpowiedzialni przed nikim. Nie ma ani jednej instytucji kontrolującej i ewentualnie krytykującej rządzących. Nie żyjemy w słodkiej utopii. Żyjemy w realiach, w których musi być kontrola i możność krytyki ludzi rządzących, ponieważ nie mają oni daru nieomylności, który to dar Gomułka przypisywał sobie. W przeddzień ostatniego wystąpienia p. prokuratora, tj. 13 października, Jan Szydlak w Katowicach powiedział: „Jest sprawą partii i społeczeństwa oceniać, jak pracuje Biuro Polityczne i Komitet Centralny, Sejm i rząd, jak wykonujemy wolę partii, klasy robotniczej, narodu. Ze swej strony nie uważamy, abyśmy zmonopolizowali wszelką wiedzę, byli jedynymi posiadaczami kluczy do pomyślnego rozwoju Ojczyzny”.
Ludzie, którzy kierują narodem, są sługami tego narodu, a nie jego panami. Uważaliśmy również, iż głównym warunkiem właściwego rozwoju kraju jest niepodległość państwa polskiego. Nie do przyjęcia dla nas była polityka dwóch super-mocarstw dzielących świat na strefy wpływów, z których w jednej z nich Polska i kilka innych krajów nie może decydować o własnym, sprawiedliwym rozwoju. We współczesnym świecie każdy naród ma prawo do w pełni samodzielnego bytu. W teorii uznaje to nawet ZSRR. Uważaliśmy, że musi w przyszłości wytworzyć się taka sytuacja, w wyniku której Polska oraz inne kraje Europy Środkowej odzyskają pełną suwerenność i na tej płaszczyźnie będą mogły nawiązać równoprawne stosunki polityczno-ekonomiczne ze ZSRR. To nie była wrogość do ZSRR jak – wydaje mi się – płytko i niezgodnie z prawdą ujął ten problem p. prokurator. Nie byliśmy grupą kontrrewolucyjną, gdyż przede wszystkim nie chcieliśmy dokonywać przewrotu. Nie jesteśmy grupą kontrrewolucyjną, gdyż występowaliśmy w obronie praw całego społeczeństwa, zagwarantowanych przez Konstytucję PRL.
Społeczeństwo polskie w swej zasadniczej większości składa się ze społeczności robotniczej, chłopskiej i urzędniczej. Mówiąc „urzędniczej” mam na myśli zatrudnionych w resortach, gdzie średnia pensja waha się w 1969 roku w granicach 1600 – 1800 złotych. Jest to najbardziej smutna część społeczeństwa. W Polsce współczesnej idea walki klas jest anachroniczna, gdyż te sensu stricto nie istnieją, natomiast idea walki klas stanowi tarczę dla dyktatorskiego działania.
W grudniu 1967 roku po podwyżce cen mięsa Gomułka w przemówieniu do górników powiedział, że więcej podnosi się ceny szynki niż kaszanki, gdyż robotnicy jedzą kaszankę. A więc Gomułka orzeka – w imieniu klasy robotniczej – że szynka to produkt nie dla klasy robotniczej. Klasie robotniczej wystarczy kaszanka. W tym samym przemówieniu stwierdził, że państwo dopłaca do chleba i mleka. Nie powiedział, że społeczeństwo nadpłaca nieudolną ekonomikę z ciężkim trudem w innych działach gospodarki, lecz że państwo dopłaca do chleba i mleka.
Nam występującym w obronie społeczeństwa, a w tym i społeczności robotniczej, zarzuca się działalność kontrrewolucyjną.
Zarzuty „obcości” klasowej i temu podobne są archaiczne i bezsensowne w odniesieniu do młodej generacji. Są bezsensowne w odniesieniu do nas. Natomiast ci, którzy używali klasy robotniczej, jako tarczy dla dyktatorskiego działania, dopuścili do ogromnego zaniedbania istotnych interesów społeczności robotniczej. Największe miasto robotnicze w Polsce – Łódź – jest jednocześnie najbardziej niezdrowym i smutnym miastem. Pisze się o slumsach Chicago, czemu nie pisze się o slumsach Łodzi – barakach bez kanalizacji, o dzieciach mających krzywicę, o prawie zerowym przyroście naturalnym w Łodzi, wynikłym z ciężkich warunków bytowych łódzkich włókniarek.
Jest tragicznym paradoksem, że w krajach kapitalistycznych robotnicy mają dużo lepsze warunki pracy i socjalne, niż w naszym kraju. Mają związki zawodowe, które ich skutecznie bronią przed wyzyskiem. Najgorszą formą wyzysku jest monopol. Nasz przemysł, nasza gospodarka działała na zasadzie monopolu. Robotnik nie miał nigdy obrońcy swoich praw. Związki zawodowe nie tylko były fikcją, ale i jeszcze jednym narzędziem nacisku na robotnika. A nam zarzuca się chęci kontrrewolucji, nam zarzuca się obcość klasową. Prokurator mówi o naszej nienawiści do partii. Ale nie mówi o nienawiści do nas instytucji oskarżającej nas, co odczułem na własnej skórze. Wyjaśniam tutaj, że żadnej nienawiści do partii nie odczuwam. Krytykowanie instytucji nie jest równoznaczne z nienawiścią do niej.
Prokurator w jednym miejscu swojej mowy użył następującej argumentacji: Ruch w programie krytykuje „atrapę” – czyli grupę ludzi rządzących. Wniosek p. prokuratora: „jeżeli chce się program realizować, należy ludzi tych niszczyć”. Czy ja, jeżeli krytykuję p. prokuratora, oznacza to, że planuję unicestwienie urzędu prokuratorskiego lub osoby samego p. prokuratora ? Przecież, gdyby rozumowanie takie było logiczne, w krajach zachodnich opozycja wyrzynałaby co jakiś czas ludzi rządzących. (…)
Nie jest również zgodne z prawdą (mówię o tym, gdyż kilkakrotnie sprawa ta przewijała się w trakcie przewodu sądowego), jakoby p. Marian Gołębiewski był inspiratorem naszego Ruchu.
Nie mogę zgodzić się z kwalifikacją działań naszych związanych ze zdobywaniem środków wydawniczych. Zdecydowaliśmy się na tę metodę zdobywania sprzętu tylko dlatego, gdyż nie mieliśmy innych możliwości i uważaliśmy, że nie obciąża nas to moralnie. Nie obciążało nas moralnie dlatego, ponieważ potrzebny nam był do działalności dla dobra społeczeństwa ujarzmionego przez grupę ludzi. Były to akcje ekspropriacyjne. Akcje takie miały swój precedens w historii Polski w działalności ruchów socjalistycznych. Żaden z nas, dokonujących tych akcji, nie miał na swoim koncie jakiejkolwiek działalności kryminalnej. Zdobywanie sprzętu metodą, zwaną pospolicie kradzieżą, kosztowało nas bardzo wiele, a m.in. kosztowało nas to, że działając z czystych pobudek zostaliśmy nazwani złodziejami, pospolitymi rabusiami. (…)
P. prokurator żądając dla nas kary stwierdził, że w stosunku do mnie stosuje pewne złagodzenie ponieważ wykazałem pewną krytyczną postawę w odniesieniu do sprawy zdobywania pieniędzy metodą napadów. Stwierdzenie to jest taktycznie rozegrane znakomicie przez p. prokuratora, gdyż za jednym strzałem ubija dwa zające: po pierwsze – stwierdza, że ja zmieniłem swój stosunek do tej sprawy dopiero teraz, po drugie – robi ze mnie człowieka, który obawiając się długiego pobytu w więzieniu tchórzliwie zmienia swoje poglądy. Mój stosunek do metody zdobywania pieniędzy drogą napadów był zawsze ten sam. I są na to argumenty rzeczowe, m.in. w wyjaśnieniach i zeznaniach ze śledztwa Stefana Niesiołowskiego i Jacka Bartkowiaka. O zaniechaniu tej metody na zebraniu u Emila Morgiewicza w czerwcu 1969 roku wyjaśnili w śledztwie również Andrzej Czuma, Emil Morgiewicz oraz ja. Gdyby ten fakt nie miał miejsca, to dlaczego zaistniałaby taka zbieżność wyjaśnień czterech ludzi całkowicie od siebie odizolowanych. Po czerwcu 1969 roku nie planowaliśmy żadnych akcji tego typu. Gdybym miał inne stanowisko w tej sprawie – miałbym wystarczającą odwagę, aby stanowisko to podtrzymać tak, jak podtrzymywałem i podtrzymuję je w innych kwestiach. Dlaczego p. prokurator wobec tego nie zastosował tego złagodzenia w stosunku do Andrzeja Czumy i Stefana Niesiołowskiego, którzy przecież jasno określili w śledztwie i przed sądem wojewódzkim swoje stanowisko zrezygnowania z akcji tego typu ?
Jeszcze raz pragnę wyjaśnić, że sprawa usunięcia tablicy na Rysach w Tatrach nie miała absolutnie nic wspólnego z naszym Ruchem. O tym czynie z osób w Ruchu wiedział tylko mój brat Andrzej, a i to poinformowałem go szereg miesięcy po tym zdarzeniu. P. prokurator tworzy iunctim pomiędzy poszczególnymi naszymi czynami wtedy, kiedy jest mu to wygodne, a kiedy indziej zaś drobiazgowo je rozdziela.
Głównym motywem powstania i działalności naszego Ruchu była nasza troska o losy polskiego społeczeństwa. Moglibyśmy udawać, mając wystarczające stanowiska i zawody, że nie dzieje się źle – tak, jak większość ludzi w Polsce udawała uważając, że sytuacja jest bez wyjścia, nie mając żadnej nadziei na lepszy byt narodu. Uważaliśmy, jako ludzie młodzi, że nie możemy iść drogą oportunizmu. Wtedy, kiedy ludzie opowiadali sobie po kątach kawały polityczne, myśmy podjęli działalność, która mogła się skończyć źle i skończyła się konfliktowo dla życia osobistego naszego i naszych bliskich. Ryzykowaliśmy to, gdyż dobro społeczeństwa stanowiło dla nas wyższą wartość.
Dlatego nie czuję się winnym.