(fragmenty z: „Sąd orzekł…”, Paryż 1972) 18.10.1971 r.
Zarzut obalenia ustroju. Inteligencję pana prokuratora zostawiam w spokoju, tym gorzej, jeśli służy ona nieprawdzie. Rozumiem, że organ oskarżycielski jest od oskarżania, nie od głaskania po głowie. Nie oznacza to jednak, że wolno mu popadać w rozbrat z faktami. Wobec ciągłego utożsamiania ustroju z reżimem miałbym prawo rzucić prokuratorowi w twarz te pierwsze 14 artykułów Konstytucji. Ani jednym słowem nie różni się to, czego żądaliśmy, od tego co jest obiecane naszemu społeczeństwu w Konstytucji z 1952 r.
Nie dążąc do obalenia ustroju, czego chciał Ruch ?
Chciał mówić i pisać, że w każdym społeczeństwie musi być uprzedmiotowiony, zinstytucjonalizowany mechanizm, który z jednej strony eliminuje anarchię, z drugiej strony musi zapewnić możliwość legalnego badania, krytykowania i podawania w wątpliwość zasadniczych decyzji grupy rządzącej. Trzeba bowiem sprzeciwiać się rządzącym, kiedy chcą oni stotalizować strukturę rządzenia, kiedy lekceważą prawa ekonomiczne.
Trudność w naszym kraju nie polegała na braku dobrych sformułowań, tylko na niemożności ich realizacji. Zaś owa niemożliwość realizacji została niejako zinstytucjonalizowana przez to, że grupa rządząca podporządkowała sobie nie tylko wszelkie organy państwowej administracji, co jest słuszne, ale również organy przedstawicielskie najwyższej kategorii – Sejm i rady narodowe, środki masowego przekazu, związki zawodowe, wszystkie organizacje i zrzeszenia społeczne i polityczne.
To było mechanizmem petryfikującym niemożność. Bo tylko w jednym wypadku totalne rządzenie byłoby dobre: gdyby grupa rządząca tym totalnym mechanizmem państwowym składała się w całości z aniołów, posiadających absolutną wiedzę i absolutnie dobrą moralność. Ale tego nigdy nie było i nie będzie, i dlatego muszą być respektowane przez każdą grupę rządzącą następujące prawa:
- niesfałszowanych wyborów organów przedstawicielskich narodu i społeczeństwa,
- kontroli społecznej nad grupą rządzącą,
- kontroli społecznej nad podziałem dochodu narodowego,
- publikowania głosów przeciwnych grupie rządzącej,
- tworzenia związków zawodowych niefilialnych wobec grup reprezentujących zatrudnienie.
Ruch żywił najgłębsze przekonanie o konieczności istnienia tych przesłanek życia społecznego i państwowego. I dlatego Ruch nie występował z podziałami na socjalistów, nie-socjalistów, lewice, prawice itp. Uważaliśmy, że można się spierać, czy budując i urządzając mieszkanie powiesić na ścianie piękny obraz Van Gogha, czy też jelenia na rykowisku, ale nie można się spierać, czy doprowadzić do mieszkania powietrze, światło i ogrzewanie.
Prawa, które wypunktowaliśmy w artykule „Mijają lata…” i o których pisaliśmy i mówiliśmy przy innych okazjach – są potrzebne dla rozwoju naszego społeczeństwa jak powietrze, światło i ciepło dla każdego człowieka, który chce gdzieś mieszkać. Byliśmy o tym tak głęboko przekonanie, że postanowiliśmy poświęcić dużo swoich przyjemności, żeby skupiać się, mówić o tym ze sobą, rozszerzać te myśli na wszystkie dostępne nam środowiska i wszystkich ludzi.
Równie głęboko byłem przekonany, że czyniąc tak, spełniam swój obowiązek również wobec moich dzieci. Każde dziecko ma prawo nie wstydzić się własnego ojca – a moje dzieci musiałyby się wstydzić, gdyby kiedyś zobaczyły, że ja nie uczyniłem nic przeciw złu, które widziałem. Jak mógłbym wymagać od nich, żeby były wierne prawdzie i sprawiedliwości, jeślibym wczoraj i dzisiaj nie czynił nic przeciw złu, nieprawdzie i wyzyskowi mojego społeczeństwa ?
Jak mógłbym przed nimi stanąć z czystym sumieniem za ileś tam lat, jeżeli mogłyby mi rzucić ciężkie słowa, że byłem ślepy, lub udawałem ślepego, kiedy moi bracia i siostry w naszym społeczeństwie nie tylko byli tak strasznie wyzyskiwani, ale i pozbawieni głosu i możliwości obrony publicznym słowem i czynem ?
Postanowiłem uniknąć kiedyś, w przyszłości, tego palącego wstydu i czynić to, co mi nakazuje moja wiedza i umiejętności. Zdaję sobie sprawę, że nie było to doskonałe działanie. Właśnie dlatego brałem udział w tworzeniu Ruchu.
Moją inspiracją była rzeczywistość, która mnie otaczała, a nie „reakcyjne podziemie, Marian Gołębiewski, jezuici, Kościół, mój tata” itd. Skoro ludzie, którzy piastowali urzędy i brali za to pieniądze, potrafili tylko basować grupie rządzącej, Ruch postanowił dopominać się o prawa naszego społeczeństwa. Zatem srebrnikami judaszowymi będą te pieniądze, które ktoś tam bierze za popieranie lub nawet tolerowanie wyzysku i kneblowanie społeczeństwa, a nie pieniądze, które z narażeniem swojej wygody życiowej ludzie Ruchu chcieli zbierać od Polaków z zagranicy. Bowiem tam też są uczciwi ludzie – powiadam to z mocą, mimo rozdętego opluwania ich w naszym kraju przez ministrantów służących nieomylnym arcykapłanom politycznym.
A jeżeli ktoś mówi o socjalizmie, to niech się zastanowi, czy można go budować, gwałcąc jego podstawowe zasady ?
Nie zbuduje się na pewno zaufania społeczeństwa dla władzy, kiedy władza ta permanentnie lekceważy zasadniczą ustawę konstytucyjną. Nie nauczy się społeczeństwa uczciwej pracy, jeżeli władza pracodawcza będzie ograbiać społeczeństwo z dochodu narodowego obcemu państwu bez zdawania społeczeństwu rachunku. Ludziom zaś rzuca się w tym czasie ochłapy.
Ruch chciał dla społeczeństwa pokoju i rozumnych zasad życia ekonomicznego, a nie tylko spokoju, wymuszonego terrorem przez rozmnożoną służbę bezpieczeństwa.
Nie chcieliśmy doktrynerstwa, doprowadzającego kraj do stagnacji gospodarczej, a społeczeństwo – do zbiednienia i rozpaczy.
Doktrynerstwo, to nie idea. Idea zaś – Ruch był o tym przekonany – to wynik samodzielnej pracy rozumu, opartej o uczciwość polityczną. Uczciwość polityczna w końcu – to odpowiedzialność wobec społeczeństwa.
Chcieliśmy, aby obowiązywała ustawa zasadnicza, a nie samowola grupy partyjnej. Tworząc Ruch postanowiliśmy patrzeć na palce władzy, ludowej czy jakkolwiek będzie się ona nazywać. Fetysza z grupy rządzącej nigdy w moim życiu czynić nie mogłem i nie będę. Jej i jej rządów za ustrój też nie mogę i nie będę uznawać. (…)
Jednocześnie wyrażam przekonanie, że gdybyśmy działali w warunkach w których obywatele posiadają możność wymiany swoich poglądów publicznie, moja akcja nie byłaby potrzebna.
Gdy chodzi o śledztwo – oficerowie śledczy byli wobec mnie wyjątkowo uprzejmi, w porównaniu z tym, co tu słyszałem o ich zachowaniu się wobec innych moich towarzyszy. Poza jednym wypadkiem. Powiedział mi pewien oficer, że po wyjściu z więzienia w bramie mojego domu upadnę z nożem w plecach. To był kapitan Włodzimierz (Tadeusz?) Przekwas.
Czyż nie może powstać obawa, że grupa rządząca, nie mogąc nas zaatakować na polu głównym – prawdziwości naszej analizy i słuszności protestu – zechce się odkupić na polu represji ?
Tu widzę źródło wytrwałości fałszywego oskarżenia. Jakże bowiem głęboko sięga w istocie strach i niepewność rządów, posługujących się w rządzeniu brutalną siłą i metodami policyjnymi.
Dziękuję Sądowi, a przede wszystkim przewodniczącemu, że pozwolił mnie i moim towarzyszom przedstawić swoje stanowisko.
Dziękuję obrońcom.
Dziękuję towarzyszom.
Proszę Wysoki Sąd, ażeby zechciał, mimo zmęczenia i trudności, zobaczyć to, co Ruch i ja czyniliśmy i co pisaliśmy – zobaczyć prawdziwe czyny, prawdziwe zamiary i prawdziwe motywy. Starałem się czynić wszystko, żeby bez względy na ewentualną represję mówić o Ruchu prawdę.